Stany Zjednoczone to jeden z najlepiej rozwiniętych rynków sportowych na świecie. To tam wyznaczane są trendy jeśli chodzi o sposoby trenowania, organizacji rozgrywek, współpracy ze sponsorami czy kwestii marketingowych. Jednak piłka ręczna nie jest w tym kraju popularną dyscypliną, a mimo to Amerykanie biorą udział w największych turniejach – mistrzostwach świata seniorów, młodzieżowych mistrzostwach świata, jak te obecnie odbywające się w Polsce, ale też klubowych jak IHF Super Globe.
Skąd czerpią wiedzę o handballu, dlaczego kultury piłki ręcznej nie można skopiować i wkleić za Oceanem, jak zorganizowane są tam krajowe rozgrywki i dlaczego Igrzyska Olimpijskie w 2028 mogą pomóc w popularyzacji tej dyscypliny?
Zapraszamy do rozmowy z Danilo Rojeviciem, pochodzącym z Serbii trenerem młodzieżowej reprezentacji USA. Jego pierwszym zawodem jest praca w wytwórni gier wideo, ale piłka ręczna była obecna w jego rodzinie, bo jest kuzynem Borisa Rojevicia, byłego trenera reprezentacji Serbii oraz klubu RK Vojvidna, który występuje w EHF Lidze Europejskiej.

Marcin Batóg: Rozpocznę od osobistego wspomnienia. Około 20 lat temu byłem w Stanach Zjednoczonych i ponieważ nie znałem wtedy angielskiego, a interesowałem się sportem, to w telewizji oglądałem głównie to. Trafiłem na kanał z nową dla mnie dyscypliną i powiedziałem do swojego taty: zobacz jaki dziwny sport, rzucają taką małą piłką. Na to Jim, nasz przyjaciel powiedział, że to musi być piłka ręczna.
Ale nie była, to było polo. Czy w tym czasie zmieniła się świadomość Amerykanów na temat piłki ręcznej?
Danilo Rojević, trener reprezentacji Stanów Zjednoczonych do lat 21: – Po pierwsze, Stany to inny rynek niż ten, który znamy z Europy. To dlatego, że jest zdominowany przez inne dyscypliny: baseball, hokej, futbol amerykański czy piłkę nożną. Ale także przez programy szkolenia. W Europie mamy programy młodzieżowe, kluby amatorskie, półprofesjonalne i wreszcie profesjonalne. W Stanach jest inaczej – tutaj jeśli prezentujesz odpowiednio wysoki poziom masz szansę dostać się do takiej organizacji jak np. NBA, MLB czy NFL.
Wracając do piłki ręcznej, trzeba zrozumieć, że jest pewna różnica kulturowa. Tu nie zadziała proste “kopiuj-wklej” z Europy do USA.
Druga sprawa, która moim zdaniem ma znacze, to sposób organizacji sportu w Ameryce. Generalnie są różne drogi, nazwijmy je z dołu do góry i góry na dół. Ta pierwsza to budowa akademii, infrastruktury i rozwijanie tego szczebel po szczeblu. Ta druga to profesjonalne kluby i wiara w to, że pozyskamy na ich bazie młodych zawodników. Jestem w amerykańskiej piłce ręcznej 10 lat i nie jestem pewien, która ścieżka byłaby lepsza. Wiem, że Amerykanom handball by się spodobał, bo jest szybki, dynamiczny, nie znudziłby ich. Ale niestety ta dyscyplina nie jest społecznie obecna, nie znalazła też na siebie odpowiedniego modelu biznesowego. Według mnie w Stanach lepsza do popularyzacji naszej dyscyplina była droga z “góry na dół”. Mam tu na myśli naprawdę nieźle prosperujące całkiem spore kluby w takich miastach jak Los Angeles, San Francisco, Chicago, Miami czy Nowy Jork. Jeśli w przyszłości się rozwiną na tyle, że stworzą drużyny w różnych rocznikach, to może któryś z zawodników zapragnie zostać zawodowcem. Dzisiaj nie mam w USA profesjonalnych podmiotów, na piłce ręcznej się nie zarabia, więc młody człowiek stanie przed wyborem: albo wybierze taką dyscyplinę, która mu da pieniądze, albo wybierze szkołę.
Z tego co pan mówi wynika, że bardzo trudno zachęcić dzieci czy młodzież do piłki ręcznej, bo nie da im takich możliwości finansowych jak np. koszykówka. Więc czemu warto ją uprawiać?
– Poruszyłeś dwa ciekawe aspekty. Uważam, że do samego grania nie jest trudno ich zachęcić. Myślę, że Amerykanie są ciekawi tej dyscypliny. Jest w tym społeczeństwie coś fascynującego, że chętnie próbuje nowych rzeczy. Problem pojawia się wtedy, gdy przychodzi wybrać sport spośród wielu dyscyplin, a każdy ma przecież ograniczony czas wolny. Dlatego wybierają tradycyjne sporty jak baseball czy futbol. Również dlatego, że handballu praktycznie ma w telewizji. Zobacz, dzisiaj wraz z moim sztabem spacerowaliśmy w pobliżu naszego hotelu w Dąbrowie Górniczej. W parku są trzy boiska, gdzie można grać w piłkę ręczną. W Stanach są boiska, ale do baseballu, koszykówki czy piłki nożnej. Amerykanie w takim otoczeniu nie pomyślą przecież o handballu… Ale by pozyskiwać zawodników musimy też wykonać pracę u podstaw: tłumaczyć zasady, wymiary boiska.

Chciałem zapytać o trenerów. Skąd czerpiecie wiedzę? Czy zapraszacie do siebie szkoleniowców z Europy, czy wy jeździcie do Europy?
– Ja urodziłem się w Belgradzie w Serbii, dorastałem w Szwajcarii. Sport w mojej rodzinie był od zawsze, bo mój tata Slobodan był piłkarzem m.in. w Partizanie, a moim bratankiem jest Boris Rojević, były trener kadry Serbii w piłce ręcznej i m.in. RK Vojvodiny. Piłki ręcznej uczyłem się w Szwajcarii, grałem w tamtejszych klubach, ale w wieku 26-27 lat zostałem trenerem. 10 lat temu ze względów zawodowych przeprowadziłem się do Stanów, dzisiaj pracuję w firmie produkującej gry wideo 2K. Będąc już w San Francisco znalazłem tamtejszy klub, a potem pracowałem w nim osiem lat. Wygraliśmy cztery mistrzostwa kraju i dwa razy awansowaliśmy na IHF Super Globe. W 2023 roku graliśmy przeciwko klubowi z Kielc. Więc ja uczyłem się piłki ręcznej w Europie. Ale znam różne przykłady. Choćby mój asystent w kadrze USA Julio Sainz jest Kubańczykiem. On szkolił się na Kubie i przenosi tę wiedzą w Stanach. Mamy też trenerów, którzy kształceni są w Ameryce przez osoby z europejskim doświadczeniem.
Wydaje mi się, że bardzo trudno łączyć etatową pracę zawodową w dużej firmie z byciem trenerem de facto wolontariuszem w klubie czy reprezentacji.
– Na początku tak było. Dzisiaj już jestem do tego przyzwyczajony. Mam wielkie szczęście, że mój pracodawca jest elastyczny i daje mi możliwość łączenia tych dwóch rzeczy. To duża zaleta pracy w Kalifornii, gdzie pracodawcy rozumieją, że praca to nie wszystko. Tam wspiera się ludzi z pasją i pewną misją. Wymaga to dobrej organizacji kalendarza, ale to także dobry sprawdzian czy potrafimy panować nad kilkoma rzeczami równocześnie. I także przenoszę doświadczenie zawodowe do sportu, naprawdę wykorzystuje wiele takich narzędzi.
Jak w Stanach Zjednoczonych zorganizowana jest piłka ręczna. Czy są jakieś podobieństwa np. do NBA? Bo wydaje mi się, że ogromne odległości powodują, że niemożliwa jest organizacja ligowych rozgrywek. Ile macie klubów, jak wygląda infrastruktura?
– Działamy w ramach USA Handball, czyli amerykańskiej federacji piłki ręcznej. Działa około 30-40 klubów w różnych częściach kraju: w Los Angeles, Miami, Denver, Seattle, Portland i innych. To są bardziej kluby amatorskie, bo nie ma z prawdziwego zdarzenia klubu zawodowego. Dwa lub trzy największe kluby są w San Francisco i Nowym Jorku. Do nich należy 70-80 osób, do innych mniej niż 50.
Ze względu na odległości nie możemy grać ligi raz w tygodniu jak w Europie. Dlatego co cztery, sześć tygodni organizowane są turnieje w różnych miastach. Zespoły się spotykają np. w Denver, grają od piątku do niedzieli, zdobywają punkty, a na koniec osiem najlepszych walczy o tytuł mistrza kraju. Najlepszy zespół rywalizuje w ramach naszej kontynentalnej federacji o udział w IHF Super Globe.
Jak często trenuje się w takich klubach?
– Gdy pracowałem w San Francisco były to trzy, cztery treningi w tygodniu.

Za trzy lata w Los Angeles odbędą się Igrzyska Olimpijskie. Taki turniej musi być wykorzystany w kontekście promocji i rozwoju piłki ręcznej.
– Zdecydowanie tak. Turniej będzie transmitowany w telewizji, zainteresują się nią nowe osoby. Sądzę jednak, że najwięcej zainteresowanych będzie w przedziale wiekowych 18-25 lat, a to już za późno. Potrzebujemy znaleźć taki system, który pomoże nam wykorzystać turniej olimpijski do promocji wśród 12-14-latków. W samej Kalifornii są trzy obszary, gdzie gra się w piłkę ręczną, to już spory kapitał. Mamy nadzieję, że wykorzystamy ten moment do popularyzacji, ale moim zdaniem same igrzyska to za mało.
To prawda. Ale przecież wasza kadra występuje w seniorskich mistrzostwach świata, w różnych kategoriach młodzieżowych, dzisiaj spotykamy się w trakcie turnieju U21. To już pewien dowód, że jesteście obecni w tym świecie.
– Ponieważ handball nie jest popularny w Stanach, to im niższa kategoria wiekowa, tym mniejsze zainteresowanie społeczeństwa. Ten turniej to przede wszystkim szansa dla moich młodych zawodników. Do pokazania się światu. Nasza federacja i mój sztab ciężko pracujemy, by Amerykanie byli świadomi, że tu w ogóle jesteśmy. Chcemy by poznali zawodników, dowiedzieli się jak się zaprezentowali, jak zostali wybrani do kadry.
Prowadzę ten zespół od prawie czterech lat. Widzę, że pula dostępnych zawodników powiększa się, dzisiaj mamy ich około 50, mamy nadzieję, że w ciągu dwóch lat przybędzie 30 kolejnych. Taki turniej może być pretekstem do zainteresowania się dyscypliną. Ale dla mnie musi to działać jak duża maszyna: młodzież, kobiety, mężczyźni, zespół na wózkach inwalidzkich, piłka plażowa. I oczywiście sponsorzy. Dzisiaj mamy szczęście, że wspiera nas duża firma Verizon, która jest też obecna w NFL. Potrzebujemy więcej tak wielkich sponsorów jak Verizon, by pchnąć naszą dyscyplinę do przodu. Sam występ na pojedynczych mistrzostwach niewiele zmieni.


Chciałbym się zapytać o pana sposób zarządzania drużyną. A konkretnie emocjami tych młodych zawodników. Bo na pewno trudno musi być im przejechać pół świata i przegrywać swoje mecze. Jak oni sobie radzą z porażkami.
– Z zewnątrz może się wydawać, że jest to trudne. Fakt, przegraliśmy dwa mecze (rozmawialiśmy przed trzecim z Koreą Południową, również przegranym, choć nieznacznie 33:35 – przyp. red.). Ale mamy inne cele. Weźmy porażkę ze Szwecją.
Ona się nie liczy?
– Liczy, ale tego meczu nie traktuję w kontekście “wygrany – przegrany”. Chcemy rozwijać zawodników i wprowadzać do naszej gry więcej świadomości. Wróćmy do tej Szwecji. Początek meczu był wyrównany. Naszym zadaniem, zwłaszcza w pierwszej rundzie mistrzostw, jest zniwelowanie dystansu pomiędzy nami a rywalami. I chyba trochę się nam to udało. Ta grupa dwa lata temu podczas mistrzostw U19 w Chorwacji przegrała ze Szwecją 50:17. Teraz różnica była mniejsza. Graliśmy też z Koreą i przegraliśmy 17 bramkami. Jesteśmy świadomi różnicy jaką mamy do innych reprezentacji. Ale skupiamy się na czym innym – na poprawie poszczególnych fragmentów w meczu, na poprawie poziomu fizycznego, technicznego i taktycznego naszych graczy. Gdy będziemy grać z Koreą, a potem z Algierią i Kanadą, wtedy zaczniemy myśleć w kategoriach “wygrana – przegrana”. Tak było dwa lata temu. Trafiliśmy do grupy z Francją, Polską i Chorwacją. Dla nas to grupa śmierci. Ale potem zremisowaliśmy z Algierą, pokonaliśmy Libię, Kostarykę i prawie Angolę. Porównujemy się do zespołów z naszego poziomu rozwoju z Ameryki Południowej, Afryki – ale z wyłączeniem Egiptu – czy Azji.
To samo powiedział mi członek kadry Bahrajnu, który stwierdził, że dopiero trzeci mecz na mistrzostwach z Arabią Saudyjską to ten, kiedy dla nich rozpoczyna się turniej.
– W naszym przypadku jest tak samo. My zaczynamy mistrzostwa przeciwko Korei.
Chciałem zapytać o polskie akcenty w pana kadrze. Znajduje się w niej Tristan Morawski, zawodnik z polskimi korzeniami, na co dzień występujący w Sandrze Spa Pogoni Szczecin. W kieleckiej szkole sportowej uczy się jego brat.
– Mamy czterech zawodników, którzy mają już za sobą debiut w seniorskim mundialu. To Maksim Mc Cauley, Benjamin Edwards, Rodrigo Campos i właśnie Tristan Morawski. On jest kręgosłupem naszego zespołu. Nie tylko ze względu na wiek, ale na jego doświadczenie z Ligi Centralnej. Jego brat został powołany do kadry U19, a nie ma go z nami w Polsce, ze względu na wiek. Obaj są praworozgrywającymi, a przecież wiemy, że leworęczni zawodnicy na tej pozycji to skarb dla każdej drużyny.
Jeśli w przyszłości amerykańscy trenerzy oraz zawodnicy za swoją pracę w piłce ręcznej będą zarabiać pieniądze to będzie to znak, że dyscyplina weszła w nowy etap rozwoju? – Na pewno tak. Dzień kiedy nasz sport stanie się na tyle popularny, że da trenerom i graczom zarabiać na życie będzie piękny. Ale moim zdaniem pieniądze mogą być i świetnym motywatorem, ale i barierą rozwoju. Dzisiaj jeśli mielibyśmy większe zasoby finansowe, moglibyśmy poświęcić więcej czasu na rozwój. Ale przecież skutek nie musiałby wcale taki być. Ale tak, jeśli w przyszłości trenerzy i zawodnicy będą zarabiać na piłce ręcznej, to będzie znaczyło, że zrobiliśmy postęp.
